Książki

Poniżej lista znanych mi książek o Słowianach. Do niektórych dodałam moje recenzje i mam nadzieję, że z czasem będzie ich więcej. Możecie mi też pisać w komentarzach, co jest warte uwagi, a co nie.

Ten znaczek oznacza, że książka mi się bardzo podobała:

Tzw. babskie sprawy

Nowy Sekretnik Szeptuchy, Katarzyna Miszczuk, WAB, 2018

Nic nie wiem, ale odnotowuję.

Baba Jaga. Tajemnicza postać słowiańskiego folkloru, Andreas Johns, 2021

Nie wiem, czy Wy sobie zdajecie z tego sprawę, ale w USA baby się autentycznie modlą do baby jagi, tatuują sobie… Jeśli nie wiecie, to zapraszam do grupy The Roots of Slavic Magic na Fb. Ja, zanim bym się zaczęła modlić do baby jagi albo ją tatuować, na pewno bym przeczytała tą książkę.

Gimnastyka Słowiańska dla kobiet, Anna Wrzesińska, 2019?

Pierwsza i na razie jedyna książka w Polsce o gimnastyce słowiańskiej dla kobiet. Jest też trochę historii, zwyczajów czy horoskop słowiański. Dla Słowianek: podstawa!

Gimnastyka słowiańskich czarownic, Gienadij Adamowicz

Gimnastyka Słowiańskich Czarownic, Adamowicz

Na tle tego, co wiemy na ten temat w Polsce, czyli prawie niczego, jest to rewelacja. Trochę gorzej, gdy zdamy sobie sprawę, że horoskop słowiański, symbole czy niektóre wnioski Adamowicz napisał palcem na wodzie, a my to powtarzamy… warto przynajmniej zobaczyć to na własne oczy. Książkę da się znaleźć w rosyjskim internecie, a nawet widziałam właśnie wydanie polskie z 2022 roku. Gimnastyka Słowiańskich Czarownic nie rozwiewa wątpliwości, a nawet pogłębia tajemnicę.

Uwaga – wydania z różnych lat się różnią.

Gimnastyka Słowianek, Katarzyna Uramek, 2022

Wiem osobiście o dwóch innych książkach o „słowiańskiej”, które są w przygotowaniu, więc widać, że autorki odpowiadają na dojrzewającą od lat potrzebę.

Katarzyna Uramek jest znana z regularnych praktyk, które udostępnia w swoich mediach społecznościowych, z tzw. Słowiańskich Pogaduszek na Youtube, gdzie można ją zapytać o różne fakty związane z gimnastyką i nie tylko, a także z niezłej techniki. Książki nie czytałam, okładka – piękna. Podobają mi się Jej spotkania porównawcze np. z kimś od jogi kundalini albo z fizjoterapeutą.

Życie erotyczne Słowian, Tomasz J Kosiński, 2021

Książka ewidentnie pisana z miłości do żony. Momentami ciekawa, trochę sobie notowałam, kilka rzeczy było dla mnie nowych, ale pewne spostrzeżenia pojawiają się w kółko, i jeśli jeszcze raz przeczytam, że ziemia jak kobieta jest wilgotna i płodna, co odzwierciedlają rytuały rolniczo-miłosne, to

Słowiańska wiedźma. Rytuały, przepisy i zaklęcia naszych przodków, Dobromiła Agiles, 2021

Kultura

Leonard J. Pełka, Rytuały, obrzędy, święta od czasów słowiańskich po wiek XX, Replika, 2022

Książka Leonarda Pełki o demonologii ludowej ma wyraźnie zaznaczony obszar badań i właściwie wyczerpuje temat. W „Rytuałach, obrzędach, świętach” tego nie ma.

Ponieważ już co nieco wiedziałam o podstawowych obrzędach i rytuałach Słowian, więc w książce najciekawsze były dla mnie detale, np. że na Kupałę można się było opasać bylicą, albo że młoda para była sadzana na skórze wilka. Same podstawowe święta są opisane dość rzetelnie, ale na pewno nie jest to książka dla zaawansowanych. Niczego nie dowiadujemy się np. o pochowaniu strzały na Białorusi czy o różnych dziwnych dziadach żywieckich, śmiguśnych, bułgarskich Kukeri czy węgierskich Larp Golem, które mają ze sobą jakiś wspólny mianownik. Można spokojnie zacząć od tej książki, szczególnie że czyta się ją w 4 godziny, ale nie wyczerpuje tematu.

Osobną ciekawostką są liczne odniesienia do świąt socjalistycznych czy teorii Marksa. Nie jest podane, kiedy Leonard Pełka napisał tę książkę, ale domyślamy się, że w czasach PRL. Po latach niektóre rzeczy da się odnieść do obecnych realiów, a inne tylko pokazują, jak szybko zapomina się o sztucznych świętach (autor szeroko rozpisywał się o Dniu Księgarza, świętach pionierów, Święcie 1 Maja, po których pozostał proch).

Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański, Bosz, 2018

Jerzy Strzelczyk, Mity, Podania i wierzenia dawnych Słowian, Rebis, 2007

Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona, Mitologia Słowian, Bosz, 2017

Mitologia Słowian, Alesander Gieysztor, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego

Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, Grafika, 2018

Czytałam na razie tylko tom pierwszy. Mimo, że ta książka ma z 500 stron, to czytałam ją może z tydzień, robiąc ciągle notatki. Z tego co wiem, to tom II i III o kulturze i zwyczajach jeszcze się rozkręca. Niesamowita pozycja.

Tomasz Kosiński, Słowiańskie skarby. Tajemnice zabytków runicznych z Retry, Bellona, 2018

Każdy, kto interesuje się rzeczami typu posągi, bałwany, kamienie słowiańskie, szybko trafia na tzw. idole prillwickie. Ale równie szybko idzie dalej, zostawiając je za sobą, bo jeśli tacy turbosłowianie jak Tadeusz Wolański już w XIX wieku je skreślali…Ale nie chodzi tylko o niego. Te posążki mają w sobie coś takiego, że po prostu widzisz od razu, że ktoś przy nich majstrował (komiczny bóg z gęsią na głowie wzięty z jakichś średniowiecznych rycin, figurki w typie greckim, medalion w stylu barokowym, a wszystko to wysmarowane „runami” od stóp do głów).

Tomasz Kosiński zaczyna dobrze, opisując historię tego znaleziska i reakcje naukowców i historyków od czasów zamierzchłych po dziś. Po tym dodaje jednak „ale…” i zaczyna opisywać pieczołowicie każdą nonsensowną figurkę, dodając interpretacje zahaczające o kolejnych, już chyba kilkusetnych bogów typu bogini…Woda (jakbyśmy mieli ich mało). Trzeba kiedyś napisać osobno o tym, jak pączkują słowiańskie bóstwa, bo co roku przybywa chyba kilkanaście.

Tak czy inaczej, książka kończy się mglistym wnioskiem, że może i większość figurek i naczyń to falsyfikaty, ale trzeba to zbadać. I teraz wyobraźmy sobie, że ktoś rzeczywiście pobiera jakieś próbki – dopóki nie pobierze ich równo 200 z każdego przedmiotu, to zawsze będzie można powiedzieć, że jeszcze nic nie jest pewne… A jeśli jakakolwiek zaplątana w tym zbiorze włócznia czy talerz rzeczywiście okażą się stare, to znów buchną teorie dotyczące pozostałych 199 fałszywych zabytków.

Z plusów: w przeciwieństwie do Janusza Bieszka, Tomasz Kosiński wprowadza racjonalne, czytelne przypisy, jego książka nie ma błędów edytorskich, a także pojechał na miejsce, żeby faktycznie zobaczyć i sfotografować te figurki, a to w dzisiejszych czasach już coś. Szybko się czyta.

Dragomira Płońska, Co każdy Słowianin wiedzieć powinien, Armoryka, 2018

Historia

Bogusławski Wilhelm Józef, Dzieje Słowiańszczyzny północno-zachodniej do połowy XIII w. t. II, Poznań 1889

Janusz Bieszk, Słowiańscy Królowie Lechii, Polska Starożytna, 2016

Po zapewnieniach autora bardzo wiele sobie obiecywałam. Tymczasem w środku…

Na początek autor przedstawia kilkanaście różnych pocztów polskich władców z czasów przed Mieszka z różnych źródeł. Każdy jest zupełnie inny, więc zamiast sobie z tym dać spokój, lub napisać o jakimś jednym punkcie, który się przewija najczęściej, p. Bieszk kompiluje sobie własny zlepek z różnych pocztów i stwierdza, że wszystko już wiadomo niezbicie na podstawie ‚dowodów’.

Później jest czepianie się jak pijany płotu do każdej miejscowości, rzeki, góry na świecie, która ma w nazwie cokolwiek z: Lech, Lach itp. Jak się domyślacie – jest takich gór i miast dużo. Np.Leh w Ladakhu. Wszystko to oczywiście świadczy, że tam byli starożytni Polacy…Zirytował mnie też fragment, w którym autor pisze w spiskowym tonie, jak to na Jasnej Górze jest „tajny”, skrywany przez kościół poczet starożytnych władców Polski na ścianie gdzieś w zakrystii i nikt mu go nie chce pokazać. Zabrzmiało sensacyjnie! Tak sensacyjnie, że wpisałam sobie w internet „poczet władców Polski jasna góra” i oczywiście w ogóle nie jest on tajny. W ogóle to wiele jest takich zagrań, że czegoś z niewyjaśnionych przyczyn nie da się pokazać, więc zostaje przerysowane lub przepisane, co nie dodaje książce realizmu… Np. pisanie o sensacyjnych lechickich monetach jest spoko, gdy się ma zdjęcie chociaż jednej.

Ogólnie: doceniam wkład autora w sprawę, wiem doskonale, że jest tu ziarnko prawdy, ale nie każdy będzie miał cierpliwość do tej książki. Można sobie zadać pytanie, czy sprawie odkrywania historii Słowian bardziej pomaga, czy przeszkadza, pisanie z takim luzem w podejściu do źródeł (zrzucone na koniec książki tytuły i linki bez żadnych odniesień i numerów stron, a co gorsza… źródłem są filmiki na Youtube XD), dowodów (własna wycieczka na miejsce prowadzi do trafniejszych wniosków, niż dywagacje sprzed monitora), tłumaczeń (musimy wierzyć na słowo tłumaczeniom J. Bieszka np. z łaciny…) czy ilustracji (jak wiadomo – jedno zdjęcie tłumaczy więcej, niż tysiąc słów).

Mam też kilka innych pozycji Janusza Bieszka i ta jest chyba najciekawsza i najlepiej udokumentowana z nich wszystkich…

Fenomen Wielkiej Lechii, Tomasz Kosiński, Bellona, 2021

W książce jest jedna ciekawa myśl, którą od razu przedstawię:

wydaje nam się, że teorie lechickie czy turbosłowiańskie to nowinka z ostatnich lat. Co bardziej kumaci wiedzą, że te same wątki poruszał w XIX wieku Lelewel, Potocki czy Wolański. Tomasz Kosiński zbiera wszystkie tego typu wzmianki historyczne. Okazuje się, że te teorie istnieją praktycznie od początków piśmiennictwa w naszym regionie, z uwagami arabskich podróżników z VIII wieku, kronikami z XII wieku, tekstami Kochanowskiego na ten temat czy poematami Mickiewicza i Słowackiego. Okazuje się więc, że ta wiedza zawsze była omawiana obok oficjalnej. Mogę sobie wyobrazić podobną książkę na ten temat innego autora, wydaną np. w wydawnictwie Czarne, która zdobyłaby uznanie i nagrody (ale pewnie konieczny byłby w niej nieznośny prześmiewczy filtr, bez którego „nie da się” mówić na te tematy).

Druga część książki to – na serio – drobiazgowe omówienia… blogów, i to takich typu tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com… Przy kopiowaniu całych akapitów z blogów nie trzeba się zbytnio namęczyć, i chyba tu tkwi sekret poświęcania im kilkudziesięciu stron… Później jest jeszcze dziwniej, bo autor omawia ni z gruszki ni z pietruszki sylwetki Jerzego Zięby, Justyny Sochy czy Wojciecha Sumlińskiego, którzy nie mają z tym wszystkim nic wspólnego. Poznajemy pogądy jakichś niezwiązanych z tematem postaci na szczepienia, ustawę 447, Michalkiewicza… Ostatnia część książki to płyty czy filmy współczesne o Słowianach czy tzw. lechii, co też dałoby się zmieścić w jednym artykule.

Tomasz Kosiński sięga do wielu różnych dyscyplin, ale najgorzej wypadają jego objaśnienia językowe. Mimo, że oparte na domysłach i skojarzeniach czasem czytelnych tylko dla autora, to potrafią się ciągnąć całymi stronami i wyglądać tak:

I tak od Lechów przechodzimy poprzez różne hopki-galopki do boga Ra…

Jedzenie

Łukasz Łuczaj, Dzika Kuchnia

To nie jest książka ściśle o Słowianach, ale jest o jedzeniu roślin występujących dziko w Polsce, więc temat się przewija. Są też rośliny, które je się lub stosuje leczniczo jeszcze tylko gdzieś na Białorusi, Ukrainie i Rumunii, dlatego raczej nikt, kto interesuje się dietą Słowian, nie będzie zawiedziony.

Hanna Lis, Paweł Lis, Kuchnia Słowian,czyli o poszukiwaniu dawnych smaków.

Gdy myślimy o tym, co jadali i pijali nasi przodkowie we wczesnym średniowieczu, zazwyczaj przychodzą nam do głowy dwie rzeczy: mięso i piwo. Jednak menu dawnych Słowian było o wiele bardziej urozmaicone! Hanna i Paweł Lisowie jako pierwsi w Polsce podjęli się odtworzenia wczesnośredniowiecznych słowiańskich przepisów i smaków, bazując zarówno na własnych eksperymentach przeprowadzanych w Grodzisku Żmijowiska pod Kazimierzem Dolnym, jak i opracowaniach etnograficznych, historycznych, archeologicznych, botanicznych oraz tych z zakresu ziołoznawstwa. Mam tę książkę i jest bardzo fajna, często z niej korzystam.

Jarosław Dumanowski, Magdalena Kasprzyk, Kapłony i szczeżuje, odpowieść o zapomnianej kuchni polskiej, 2019

Tej książki nie czytałam, ale o niej marzę.

Merski Rafał, Kuchnia dawnych Słowian, Watra, 2020

Mamuszka, Olja Hercules, Buchmann, 2016

Ponad 100 przepisów na dania kuchni Europy Wschodniej z naciskiem na Ukrainę – myślę, że znajdziemy tu coś ciekawego dla siebie, a okładka sprawia, że jest potencjał na prezent dla Słowianki.

Języki

Głagolica, Tadeusz Pruss Mroziński, 2019

Słuchajcie, myślcie o mnie co chcecie, ale ja ją sobie sama kupiłam i mi się podoba. Nie znam Tadeusza Prussa, ale jak na taki samodział, to świetnie wygląda graficznie, pod względem odlotu pozytywnego troszkę podchodzi pod „Grzyboga”. A treść, no cóż, jeśli głagolica to starożytny, święty język, a wzór polka to nie kropki lecz matryca wszechświata, to wszystko się zgadza. Jest i część druga.

Religie

Religia Pomorzan we wczesnym średniowieczu, Kamil Kajkowski, Rafał Kuczkowski, 2010

Dostałam tą książkę od kolegi i sporo się z niej dowiedziałam. Podobała mi się i często się na nią powołuję tu na stronie. Dzięki Marek!

Bogowie Słowian, Tomasz J. Kosiński, Bellona, 2019

W książce można znaleźć wzmianki o myślę, że łącznie kilkuset bogach i dodatkowo o kilkuset wariantach… Do tego trochę nie na temat są też bohaterowie i różne stworzenia, ale może ja akurat się tego nie będę czepiać, skoro sama mam na stronie dział Postaci, Bogowie, Stworzenia.

Tak, czy siak, trudno cokolwiek zapamiętać i nadal nie wiem, które słowiańskie bóstwa rzeczywiście „istniały”, a które nie. Kosiński powołuje się z jednej strony na kroniki, co jest bardzo ciekawe, a z drugiej strony zupełnie na serio opiera się na dowodzie w postaci idoli prillwitzkich, i to co ciekawe na tych z kolekcji Jana Potockiego, o których sam Kosiński przyznał nie gdzie indziej jak we własnej książce na ten temat, że te to już na pewno sfałszowano…

Skromna próbka wiru skojarzeń, w jaki wpada autor, a za nim zdezorientowany czytelnik:

W Postylii Koźmińczyka z 1405 roku jest wymieniony pośród innych polskich bogów nieznany Qui, którego można kojarzyć z Kujem, czyli boskim kowalem, Svarogiem. Od kuja – kowala mamy nazwę Kujawy i taniec kujawiak z przytupem jak uderzenie młota kowalskiego.

Ten sam Qui i Kuj pojawia się na końcu książki jako Kij – mityczny założyciel Kijowa, który w kolejnym akapicie morfuje w ormianina Kuara, który zaraz na sąsiedniej stronie przybywa z Indii, a następnie zamienia się w świętego Karapeta… Bardzo trudno to spamiętać i przyjąć na poważnie do wiadomości.

Są też drobne nieścisłości, np. w kościele w Lipnicy Murowanej nie stoi „4,5 metrowy słup z czterema obliczami Świętowita”, tylko stoi słup, który według podania miał kiedyś znajdować się w pogańskiej świątyni, zanim powstał tu kościół. Nawiasem mówiąc, na tym słupie wykonano ostatnio badania dendrochronologiczne i pochodzi najdalej z XV wieku. To oczywiście niczego nie przekreśla, bo mogła to być kopia starszego, zniszczonego słupa, ale nie możemy opierać światopoglądu ani swoich książek na ploteczkach. Już nie będę pisać o badaniach nad wiekiem Światowida ze Zbrucza które są dostępne w internecie, bo nie chcę do końca popsuć imprezy.

Joanna Wawrzeniak, Magia ochronna Słowian, Instytut Archeologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, 2016

Kamil Kajkowski, Mity, kult i rytuał. O duchowości nadbałtyckich Słowian, Triglav, 2017

Rafał Merski, GrzegorzAntosik, Słowianie. Wiara i kult, Capital Book, 2015

Leonard J. Pełka, Polska Demonologia Ludowa, 2020 (1987)

Książkę się szybko czyta, raczej każdy dowie się z niej czegoś nowego, jest oparta na wywiadach z ludźmi przeprowadzonych w czasach powojennych. Momentami to jest jazda bez trzymanki i aż zapiera nam dech, a my myślimy: a więc to tak…

Dla mnie ciekawa, bo obok oczywistości o południcy są i tematy takie jak kontrola pogody czy też zupełnie mi nieznany fakt, że na wsi pod Lublinem się zdarzało, że ubrany na czarno facet schodził co jakiś czas z chmur… Zwróćcie w ogóle uwagę, że to, o czym mówią ludzie w tej książce, brzmi jak opowieści sprzed 1000 lat albo sprzed 100 lat, a to było w latach 80., ale czy dziś też by miał jeszcze kogo zapytać? 😦 Więc przynajmniej czytajmy.

Diana Jakubowska, Rafał Jakubowski, Wierzenia Slowian i Indoariów, Praźródła, 2019

Bardzo fajna książka, z którą się nie zgadzam

Osią książki jest porównanie, nie wiedzieć czemu akurat religii bon, z wierzeniami Słowian. Tak się złożyło, że poza tym, że interesuję się wierzeniami Słowian, to wychowywałam się wśród buddystów, uczyłam się 2 lata tybetańskiego w Indiach, bywałam na kursach bon z mamą, która je tłumaczyła i mam stupę w ogrodzie, którą poświęcił Desi Rinpocze, więc ten temat dla mnie też jest ciekawy.

Mój główny zarzut do książki jest taki: jeśli widzimy analogie pomiędzy mitami, zjawiskami czy wierzeniami z Japonii, regionu azjatycko-australijskiego czy Ameryki Północnej a Słowianami, to czy bardziej prawdopodobne jest, że wszyscy mamy wspólnych, aryjskich przodków… czy że pewne rzeczy są po prostu na tyle pierwotne i bazowe, że wiele kultur doszło niezależnie od siebie do podobnych wniosków? Moim zdaniem za wieloma podobieństwami może stać szamańska podszewka, która jest żywa w wierzeniach ludów na całym świecie. I mam na to dowody! Pierwsze zachowane zabytki szamanizmu czy malowidła naskalne typu „lot szamana” (Guizhou, Chiny; malunki ludu Dharung, Australia, Trois Frères, Francja, Tassil, Algeria i wiele innych) mają od od 5 do nawet 30 tys. lat. Nawet przy najszerszym ujęciu Indoarjów to ich po prostu wyprzedza i czasowo, i geograficznie. To jest w książce sygnalizowane np. we fragmencie o uniwersalnej wiedzy dot. żywiołów.

Z jednej strony książka wprowadza więc sztuczne ograniczenie terytorialne, co każe pomijać różne oczywistości (jak np. ryty deszczu na Śmingus Dyngus i bałkańskie obrzędy w rodzaju Dodola razem z niemal identycznymi obrzędami wywoływania deszczu w Indiach, ale też wśród Kurdów, w Środkowej Afryce, w Ameryce Północnej itp. o których pisałam tu; uniwersalna wiedza o procesie umierania, kalendarz rolniczy…) Nie dowiadujemy się tego, czego dowiedziałam się właśnie z Wikipedii – że swastyka niemal identyczna jak w Kruszwicy ozdabia kościół w Etiopii, (a co ciekawe oba powstały w XII wieku) i nie jest obca też w Ghanie. Dlaczego, jeśli to nasze, aryjskie jin-jang? Spostrzeżenie, że swastyka występuje też wśród Indian USA, jest kwitowane tym, że być może „nasi” zaszli również tam. To możliwe, ale w takim razie warto o tym wspomnieć nie tylko w jednym zdawkowym przypisie, a może i wyjaśnić, jak do tego doszło. Wszak znana jest ciekawa w tym kontekście opowieść o wizycie Karmapy w USA w ubiegłym wieku u Indian Hopi, którzy okazali się dla niego nieobcy kulturowo (co widać nawet na pierwszy rzut oka). Północni Indianie mieli kontakty z Południowymi, więc może i wśród szamanów Ameryki Południowej moglibyśmy szukać śladów pierwotnej wiedzy i wspólnego rdzenia? Są i kultury, które do niedawna nie miały kontaktu z ludźmi z zewnątrz. Czy dla porównania nie warto by sprawdzić, czy i u nich niezależnie od naszych nie występują analogiczne rytuały pogrzebowe, rytuały przejścia, bajki, seanse uzdrawiania, symbole?).

Jednocześnie bogate, udokumentowane po indyjskiej stronie „połączenie aryjskie” między naszymi kulturami jest opisane pobieżnie. Z książki nie dowiemy się, że na południu Indii, jak na Kujawach, sypie się przed domami piaskowe wzory, o tym, że najbardziej podobnym do sanskrytu językiem jest litewski, a Budda (awakened) po polsku Bu(d)dzi się. Z drugiej strony tybetański Gesar (tu: Gasar) i zaratustriański Garszastra, zupełnie różne postaci z różnych miejsc, są na siłę scalane w jedno przez pewne podobieństwo pierwszych liter imienia… jeśli jakaś orientalna bajka jest troszeczkę podobna do polskiej, ale jednak kończy się zupełnie inaczej, to podsuwany nam jest wniosek, że to pewnie w wyniku cenzury w dobie chrystianizacji…Z drugiej strony sama z innej pracy naukowej dowiedziałam się o połączeniu irańskich legend o smoku wypchanym siarką ze smokiem wawelskim a Babelu z Wawelem. Aż by się prosiło…

Każdy dzik opisany od Japonii po Niemcy staje się indoaryjskim dzikiem, a rytualna strzała w bon staje się palemką wielkanocną. A przecież „odpustowe” palemki katolickie to wynalazek ostatniego wieku czy dwóch, a kolorowe wstążki na nich ani nie są częste, ani niekoniecznie w opisywanych kolorach. Tradycyjne palemki, jakie do dziś się kolportuje np. w wiejskich cerkwiach, to po prostu gałązki wierzbowe. Wbija się je później w ziemię, i dzięki temu ze święconej palemki rosną na miedzy wierzby, co też jest pięknym symbolem o starym rodowodzie, ale nie związanym z tezą. Z kolei w Beskidzie Żywieckim do niedawna palemką okadzano obejście. Ogólnie – nie twierdzę, że nie ma tu ziarnka prawdy, ale nie da się tego załatwić pobieżnymi, wprowadzanymi trochę na siłę analogiami. Jak się jest w tatarskiej jurcie w Kruszynianach, to i jurta, i zawody konnych łuczników z akrobacjami są prawie że identyczne, jak to, co widzimy na filmach o Tybecie czy Buthanie do tego stopnia, że mogłyby posłużyć za dekoracje filmowe. W książce tego nie ma, natomiast czytamy o niesamowitych podobieństwach takich zwyczajów łuczniczych „znanych w bon” z polskimi, z tym że te analogie są tak bardzo mgliste, że ja tego po prostu nie widzę, a te zwyczaje łucznicze w Polsce tak niszowe, że nawet nie potrafię żadnego wskazać.

Jeśli wydaje nam się, że róg w rękach bóstwa słowiańskiego, tybetańska waza pomyślności i perski kielich to jedno i to samo, to równie dobrze łączyć lub nie łączyć się ze sobą mogą też wszystkie inne rytualne misy, miski i miseczki z innych kultur…

W książce są też analogie językowe. Svarga, swaćba czy świat są romantycznie stawiane obok siebie jako pochodzące z jednego źródłosłowu, bo „z prajedni wyłania się Swarga (…) zespolenie pięciu żywiołów…” ale już pomijane są bardziej narzucające się tu swary (kłótnie), które przecież oznaczają wręcz odwrotność zespolenia… W licznych miejscach autorzy przywołują tybetańskie pojęcia, które mają odnosić się do słowiańskich. Czerpiąc z dwuletniego doświadczenia nauki tybetańskiego w Indiach mogę powiedzieć, że trafiłam na dosłownie tylko 2 słowa, które po naciągnięciu kojarzyły mi się ze słowem polskim lub rosyjskim (pachleb – chleb; metok – rosyjski cwietok). Myślę, że tyle samo słów pasuje do siebie w każdym innym języku, a nie do porównania więcej – w sanskrycie… Drobiazgowe raportowanie nam panteonu bóstw bon nie ma chyba sensu, skoro ostatecznie nie udało się znaleźć żadnej sensownej analogii z wierzeniami Słowian (poza ogólnikami, ale z kolei jeśli wąż czy bóstwo ziemi, powietrza etc. z bon kojarzy nam się z tym samym u Słowian, to również dobrze można znaleźć takie paralele np. z bóstwami Azteków).

Tymczasem litewscy bogowie to dievas, a indyjscy – devas, a w starych książkach np. Teodora Narbutta (1835) można znaleźć masę informacji o realnych paralelach w dawnych litewskich i indyjskich wierzeniach. Czy to nie jest ciekawszy temat, niż szukanie analogii tam, gdzie ich nie ma? Autorzy opisują nam na luzie wewnętrzne, tajemne praktyki typu Dzogczen i zdradzają najtajniejsze buddyjskie instrukcje, mimo, że to akurat z tematem się nie łączy – chyba że brać na poważnie dywagacje na temat szału bitewnego w jaki wpadł Bolesław Krzywousty czy inny król w zestawieniu z tybetańską praktyką tummo i klasztorem Shaolin… (a dlaczego nie szału bitewnego Joanny Darc z technikami wojennymi Azteków?)

A przecież Dzongsar Kientse Rinpocze już ostrzegał przed takim swobodnym dzieleniem się tego typu informacjami w słynnym poście („…Some people seem to find it fashionable to hang words like “Dzogchen” and “Mahamudra” in their mouths. If you have received profound instructions, it is good to follow those instructions and keep them to yourself...”)

Dlaczego Tybetańczycy na Nowy Rok w lutym jedzą faworki, tak jak i my na odbywający się w lutym Tłusty Czwartek? To akurat moje własne pytanie na podstawie moich obserwacji. Niestety nie dowiedziałam się tego z książki.

No dobrze, więc co mi się podobało w tej książce, skoro na nią tak narzekam?

Jak widać po mojej burzliwej recenzji, nie było mi podczas czytania wszystko jedno, nie nudziła mnie ani nie zniechęciła, a raczej zachęciła do własnych przemyśleń (co w dzisiejszych czasach się praktycznie nie zdarza).

Uniwersalność zwyczajów, archetypów czy przypowieści odczuwam na co dzień i bardzo mnie to inspiruje, a w tej książce trafiłam na wiele rzeczy, które uzupełniały mi tę układankę. Podobała mi się też ogólna refleksja duchowa, może niekoniecznie związana z tematem, ale głęboka i mi bliska: tradycyjna kultura, bajka, rytuał jako opozycja i antidotum na durnowaty i płytki świat ludzi Zachodu. Ja też to tak odczuwam. Podobała mi się też refleksja końcowa, że przy tym jak praktycznie nic nie wiemy o naszej kulturze dawnej, musimy czynić wysiłki, by się czegoś dowiedzieć – i nie kłócić się po drodze o drobiazgi. Powtarzając za autorami książki: ” jest to ważne dla rozwoju każdego z nas. „

Takich refleksji duchowych, ciekawych skojarzeń, spostrzeżeń było w tej książce więcej, dlatego mimo wszystko robiłam notatki, które wykorzystam w artykułach na tej stronie, a książka mi się podobała 🙂

PS. Jest taka świetna pozycja „The encyclopedia of Tibetan symbols and motifs”, która jest genialna, bardzo inspirująca, wyczerpująca temat i na pewno mogłaby być fascynującą lekturą przed napisaniem ewentualnej wersji drugiej poprawionej „Wierzeń Słowian i Indoariów”. A może mi lub autorom „Wierzeń…” będzie się kiedyś chciało stworzyć podobną książkę, tylko o symbolach słowiańskich?

Tomasz Kosiński, Wiara Słowian, Bellona, 2020

Zdrowie

Rosyjski leksykon zdrowia, Vadim Tshenze, Studio Astropsychologii, 2016

Tą książkę kupiłam kiedyś babci pod choinkę i to był strzał w 10. Niektóre metody są odpałowe, ale parę od razu zostało wypróbowanych i o dziwo przynosiły pożądane skutki! Zdecydowanie z kręgu słowiańszczyzny, bo wiele metod ma ewidentnie ludowy charakter. Niektóre rzeczy są dla nas oczywiste, inne to kompletne olśnienie. Polecam!

100 rytuałów szeptuch, Vadim Tshenze, 2019

Jak ktoś się tym interesuje, to na pewno lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć o tej książce. Kupiłam ją sobie dlatego, że wcześniej hitem był dla mnie „Rosyjski leksykon zdrowia”. Książki jednak na razie nie doczytałam, a mam ją już jakiś czas. W sumie, to Vadim jest Niemcem o gruzińskim (?) nazwisku, powołującym się mgliście na rosyjską babcię, choć część rzeczy ewidentnie zachodzi bardziej na wierzenia syberyjskie. Pojawiają się też czakry… i zwyczajne refleksje o tzw. zdrowym stylu życia… W sumie, to taką książkę mogłabym też napisać z moją babcią. A gdzie szeptuchy?

Rękodzieło

Karolina Merska, Making Mobiles: Create Beautiful Polish Pajaki from Natural Materials, 2021

Karolina Merska wydała po angielsku piękną książkę o tym, jak robić tradycyjne podlaskie pająki. Ja robię pająki z krepiny co roku na Boże Narodzenie i marzę o tym, by zacząć robić te ze słomy (więcej o nich w dziale Rękodzieło). Kupiłam ją przyjaciółce i jest zachwycona. Bardzo zaintrygował mnie też wywiad z Karoliną Merską w „Zwierciadle”, gdzie tłumaczy o przesądach i zwyczajach związanych z pająkami.

Archiwalne

Na stronie Lamus Dworski jest wspaniała bibliografia źródeł o historii i kulturze Słowian.

Poza tym:

Józef Kraszewski, Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i na Litwie przedchrześcijańskiej, Wilno, 1860, online dostępne tu

Wiara Słowian z obrzędów, klechd, pieśni ludu, guseł, kronik i mowy słowiańskiej wskrzeszona , Romuald Świeżbieński, 1880

Autor ma dziwną obsesję na punkcie boga Roka, o którym nigdy wcześniej ani później nie słyszałam, ale odejmując ten jeden fakt przewijający się na każdej stronie, to jest tam dużo ciekawych rzeczy.

Łukasz Gołębiowski, Ubiory w Polszcze, Warszawa, 1830, dostępne on-line

Bogusławski Wilhelm Józef,Dzieje Słowiańszczyzny północno-zachodniej do połowy XIII w, 1889

Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych, Słownik Adama FischeraMonika Kujawska, Łukasz ŁuczajJoanna Sosnowska, Piotr Klepacki, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław, 2006

Książka jak na razie dostępna za darmo on-line.

Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska, Warszawa, 1900-1903

książki Oskara Kolberga

Dla dzieci

Monika Michaluk, Witold Przewoźny, Etnogadki, Albus

Baza książek o Słowianach i wszystkim, co związane z kulturą i historią Słowian.

Literatura

Konopielka

Dostałam tą książkę od znajomych jak się wyprowadziłam na Podlasie i to był strzał w dziesiątkę!

Po angielsku

Lista wspaniałych anglojęzycznych źródeł o Słowianach zebranych przez Lamus Dworski.

Goddess Embroideries of Eastern Europe by Kelly, Mary B., Northland Press of Winona, 1989.

Mindy MacLeond, Bernard Mess, Runic Amulets and Magic Objects, The Boydell Press, 2006

książka dostępna jest on-line tu.

Reportaże

Koliste jeziora Białorusi

Koleżanka miała jechać na Białoruś, kupiła sobie tą książkę, nie przeczytała jej, ale ja pożyczyłam i przeczytałam:)

Z książek o Białorusi z reguły niewiele można się dowiedzieć, jeśli chodzi o coś więcej, niż płytkie uwagi i spostrzeżenia. Ta ksiązka mi się podobała, bo po pierwsze, autor stwiedza w niej, że o Białorusinach wiemy mało, oni sami też niewiele więcej, i pewnych rzeczy może nigdy się nie dowiemy… a poza tym jednak pojawia się trochę nieoczywistych tradycji, faktów i mitów, o których nie wiedziałam.

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, Świetłana Aleksijewicz

Dla mnie był to taki bezmiar smutku i rozpaczy, że tego nie mogłam doczytać, a moja babcia cały czas płakała. Jeszcze autorka ma równie straszliwą książkę o Czarnobylu. W obu można znaleźć przypadkowo opis przyrody ukraińskiej czy zwyczaju, ale to jeśli ktoś ma mocny żołądek.

Amerykańska księżna, Virgilia Sapieha

Autobiografia amerykańskiej księżnej, która wżeniła się w Sapiechów. LOL. Mi się bardzo podobała, również dlatego, że się dowiedziałam, jak się żyło po wioskach i we dworze na wschodzie na początku XX wieku.

Jacek Hugo-Bader, Dzienniki kołymskie, Biała gorączka

Już dawno to czytałam, więc nic już prawie nie pamiętam, ale wchodzi szybko i zapewne przypadkowo można poznać jakiś zwyczaj ludów Rosji.

Antologia polskiego reportażu XX wieku 100/XX Tom 1-2, Mariusz Szczygieł

Wspominam o tym dlatego, że można sobie poczytać momentami jak się żyło na wsi itp., a w tym momencie mi się przypomniało, bo był tak taki jeden bardzo wzruszający reportaż Reymonta o ludziach jadących nocą przez las na pewną wyjątkową uroczystość…To brzmiało jak z Tolkiena.

A także…

10 słowiańskich książek dla dzieci od Wiktorii ze Slavicbooks.pl. Nawiasem mówiąc, to jest blog o książkach beletrystycznych ze słowiańskimi motywami.
Czy istnieją słowiańskie wydawnictwa? Tak! Oto one:
Wydawnictwo TriglavKsiążki dla Słowian i Wikingów
Wydawnictwo Slovianskie Slovo „Miejsce tkania myśli i słów naszych przodków:”